Na początku XX wieku szwedzki chemik Svante Arrhenius przewidział, że wzrost dwutlenku węgla w atmosferze ze spalania paliw kopalnych prowadzi do globalnego ocieplenia, a w połowie wieku wielu innych naukowców, w tym Callendar, Revelle i Suess, doszło do wniosku, że efekt ten może wkrótce stać się zauważalny, prowadząc do wzrostu poziomu mórz i innych globalnych zmian.
W 1965 roku Revelle i jego współpracownicy napisali: „Do roku 2000 wzrost dwutlenku węgla w atmosferze… może być wystarczający, aby wywołać mierzalną i być może wyraźną zmianę klimatu i prawie na pewno spowoduje znaczące zmiany temperatury i innych właściwości stratosfery”.
W 1980 roku klimatolog Suki Manabe przewidział, że skutki globalnego ocieplenia będą najsilniejsze najpierw w regionach polarnych. Wzmocnienie polarne nie było indukcją z obserwacji, ale wnioskiem z zasad teoretycznych: koncepcji sprzężenia zwrotnego albedo lodu.
Ale dopiero w 2004 roku ocena wpływu klimatu na Arktykę potwierdziła tą prognozę.
W 1995 roku Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu ogłosił, że antropogeniczna zmiana klimatu stała się dostrzegalna.
W grudniu 2004 r. magazyn Discover opublikował artykuł na temat najważniejszych wydarzeń naukowych roku. Jednym z nich była zmiana klimatu, a tematem było pojawienie się naukowego konsensusu co do realności globalnego ocieplenia.
W 2007 r. Czwarty Raport IPCC wykazał, że ocieplenie jest „jednoznaczne”, zauważając, że jest „niezwykle mało prawdopodobne, aby globalne zmiany klimatu w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat można było wyjaśnić bez odwoływania się do działalności człowieka”.
Nikt nie zaprzecza faktowi naturalnej zmienności klimatu, ale sama naturalna zmienność nie wyjaśnia tego, czego obecnie doświadczamy.
Mamy 2024 rok – antropogeniczna zmiana klimatu jest faktem. To nad czym możemy dyskutować to jedynie siła i dotkliwość jej konsekwencji.












