Podcast. Seria europejska odc. 2

Audiodeskrypcja odcinka:

„W połowie lutego dotarła do nas informacja, że samorząd regionu libereckiego pomoże gminom sąsiadującym z kopalnią Turów w realizacji projektów zapewniających mieszkańcom wodę pitną.

Prace przy projektach o wartości 240 mln koron, czyli około 40 mln złotych, powinny rozpocząć się w tym roku i zakończyć w przyszłym. Chociaż czeskie gminy złożyły wnioski o dotacje z Programu Operacyjnego Środowisko, to wciąż nie otrzymały decyzji od tamtejszego ministerstwa.

1 lutego 2024 roku w Pradze odbyła się demonstracja zorganizowana przez Fridays for Future, Greenpeace i stowarzyszenie Uhelna. W dwa lata po podpisaniu polsko-czeskiej umowy o rozszerzeniu wydobycia w kopalni węgla brunatnego Turów w Polsce ekolodzy zwracali uwagę na problemy z dostawami wody pitnej.

W wyniku umowy premierów Polski i Czech zawartej 2 lata temu do tzw. Funduszu Turów, trafiło 35 mln euro, którym zarządza region liberecki.

Kryzys wodny w regionie trwa od dziesięcioleci. I tak, naprawdę na tą sytuację nakładają się interesy Polskie, Czeskie i Niemieckie.

Węgiel brunatny w dalszym ciągu odrywa ważną rolę w czeskiej, niemieckiej i polskiej energetyce. Jesteśmy największymi producentami i konsumentami tego paliwa w UE. I tak, udział w miksie energetycznym wykazuje tendencję spadkową. Ale mamy w regionie sieć skomplikowanych powiązań, na przykład część kopalń we wschodnich Niemczech jest własnością czeskich korporacji.

Zarówno Berlin, jak i Praga planują zaprzestać wydobycia i spalania węgla brunatnego. Niemcy ustaliły już datę wyjścia z węgla na 2038 rok, a debata w Czechach zbliża się do ustalenia tej samej daty, a być może nawet wcześniejszej, 2033 roku.

To co dzieje się w Czechach z wodą, a raczej z jej brakiem miało kluczowy wpływ na wzrost świadomości ekologicznej, w zakresie wydobycia i spalania węgla brunatnego.

Zarówno w Niemczech, jak i w Czechach działalność kopalni węgla brunatnego i spalających je elektrowni budzi liczne kontrowersje, i coraz większy sprzeciw lokalnych społeczności – hałas, zapylenie, degradacja gleby i silny wpływ na środowisko wodne.

Problem jest transgraniczny, i przypadek kopalni Turów dobrze to pokazuje, bo problemy roztaczają się nie tylko na Czechy, ale i w mniejszym stopniu dotykają i Niemców.

W Czechach od lat kwestie wydobycia węgla brunatnego omawiane są od lat w mediach ogólnokrajowych. Choć oczywiście to zainteresowanie zaostrzyło się w 2020 roku w wyniku sporu ze spółką PGE, która otrzymała przedłużenie koncesji na działalność do 2026 roku, jednocześnie sygnalizując że swoją działalność ma zamiar prowadzić do 2044. Abstrahując od kwestii wodnych, i tego kryzysu, jest to po prostu kuriozum w dobie kryzysu klimatycznego.

No więc, w momencie gdy konsultacje w sprawie przedłużenia koncesji były przeprowadzone powierzchownie, a i mieszkańcy mieli poczucie że nikt nie słucha ich skarg, sytuacja skończyła się skargą Czech do Trybunału Sprawiedliwości, z wnioskiem o zapobiegawcze zaprzestanie wydobycia.

Proces bezprecedensowy, ale czy Czesi nie mają racji? Czy ich pretensje nie są uzasadnione?

Według czeskiego Greenpeace negatywny wpływ na środowisko i życie mieszkańców po czeskiej stronie granicy nie został wystarczająco oceniony. To znaczy ocena oddziaływania na środowisko została zrobiona po łebkach.

A wiemy, że wydobycie węgla brunatnego generalnie  wiąże się z odwadnianiem złóż na ogromną skalę, co powoduje powstanie tzw. leja depresji wokół odkrywki węgla brunatnego. I ten efekt leja depresyjnego będzie wpływał na stosunki wodne w pobliżu. Między innymi poprzez spadek dostępnych zasobów wód podziemnych, czyli tzw. wysychanie studni czy ogólne osuszenie mokradeł, bagien, odpływ wody z gleby.  

Ponieważ na pogarszającą się sytuację nakłada się jeszcze kryzys wodny spowodowany zmianą klimatu, to efekt jest tym bardziej dramatyczny.

Średnia suma rocznych opadów zasadniczo się nie zmienia. Obserwujemy ocieplenie się klimatu, wyższe temperatury, przez co wydłuża się okres wegetacyjny. Skraca się zima, a pokrywa śnieżna zimą zanika. A to głównie w chłodnym półroczu zachodzi zasilanie wód podziemnych. Im krótsza i cieplejsza zima, tym mniejsze jest zasilanie wód podziemnych. Tak więc zmiana klimatu jak najbardziej działa na zasoby wodne.

Mimo, że ten lej depresyjny jest dużo mniejszy niż na przykład w Bełchatowie, szacuje się że obejmuje powierzchnię 600 km kwadratowych wokół kopalni, tymczasem w otoczeniu Turowa jest to 40 kilometrów kwadratowych.

Do tego dochodzi zmiana chemicznego składu wód. Wzrasta m.in. zawartość metali ciężkich i pierwiastków promieniotwórczych, obniża się pH. Kopalnie stają się ogniskami zanieczyszczeń wód. Wody kopalniane niosą też wielkie ilości zawiesiny węglowej, która jest bardzo szkodliwa dla ekosystemów wodnych.

Ale Turów to kopalnia która funkcjonuje najdłużej ze wszystkich polskich odkrywek. Eksploatację rozpoczęto w 1904 roku i zrobili to jeszcze Niemcy. My po przejęciu tych terenów kontynuujemy wydobycie. A to oznacza, że od momentu, kiedy rozpoczęto eksploatację tego złoża metodą odkrywkową, zaczął się tworzyć lej depresji. Jest to więc problem dobrze znany wszystkim stronom od ponad 100 lat.

Dodatkowo ze względu na specyficzną budowę geologiczną w Turowie mamy dwa rodzaje lejów depresyjnych – odwodnieniowy i odprężeniowy.

W przypadku leja odprężeniowego skutków nie widać na powierzchni, oddziałuje on w głębszych warstwach wodonośnych, i jak się okazuje pojawia się nie tylko na terenie Czech, ale i Niemiec.

Ale Czesi nie pozostają nam dłużni. Kopalnia odkrywkowa pod Vidnavą, nazywana jest „czeskim Turowem”, i również może negatywnie wpływać tym razem na poziom wód gruntowych w Polsce. Już w 2022 roku naukowcy Państwowego Instytutu Geologicznego napisali opinię, w której ostrzegli przed ryzykiem wystąpienia takiego zjawiska. Jest to z kolei powstająca kopalnia kaolinu – skały wykorzystywanej między innymi w produkcji porcelany, płytek ceramicznych i niektórych materiałów budowlanych.

Zatrzymanie budowy kopalni będzie bardzo trudne, ponieważ czeskie Ministerstwo Środowiska uznało, że kopalnia kaolinu nie będzie oddziaływać negatywnie po polskiej stronie granicy i pozytywnie zaopiniowało wniosek firmy z Pragi.

Odkrywka ma mieć 70 metrów głębokości i zajmie kilkadziesiąt hektarów. Planowane wydobycie to 9 mln ton skały w ciągu 20 lat. Polscy mieszkańcy pogranicza, ale także Czesi, obawiają się szkód w środowisku. Sprawa stała się głośna w listopadzie ubiegłego roku, gdy właśnie do mieszkańców dotarła informacja o zgodzie czeskiego Ministerstwa.

W negatywnym scenariuszu w zasięgu oddziaływania kopalni mogą znaleźć się tereny pomiędzy miejscowościami Jarnołtów i Łąka.

To też trochę pokazuje, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.”

Dodaj komentarz